sobota, 26 grudnia 2015

Odrobina szczerości.

Czemu tak naprawdę dziewczyna potrzebuje chłopaka:
Żeby nie czuć się gorsza od koleżanek, które go mają
Żeby czuć się doświadczona w sprawach łóżkowych
Żeby rodzina i przyjaciele przestali życzyć go przy każdej okazji
Żeby nikt nie patrzył na nią z litością
Żeby pochwalić się nim na wszelki możliwy sposób z każdej możliwej strony
Żeby rodzina nie pytała, kiedy w końcu kogoś przyprowadzi i nie wytykała, że zostanie starą panną
Żeby nie czuć się jak przychlast na imprezach rodzinnych
Żeby w rozmowach "bo my to, bo my tamto..." móc jakkolwiek się odezwać
Żeby w walentynki dostać kwiatka lub misia
Żeby pochwalić się tym kwiatkiem lub misiem na instagramie i snapchacie
Żeby płacił za nią przy dowolnej okazji (wyżerka za free!)
Żeby mieć co robić w piątek wieczorem, kiedy wszystkie pary robią sobie romantyczny wieczór
Żeby jak nie powiedzie się w życiu z pracą, mieć główne wsparcie finansowe ze strony faceta
Żeby wszystkie inne singielki zazdrościły, kiedy ona będzie się nim chwalić 
Żeby być pocieszającą singielki, a nie pocieszaną singielką
Żeby nie czuć się, że skoro nikt jej nie chce, to chyba coś z nią nie tak
Żeby móc w końcu pokazać komuś swoją seksowną bieliznę
Żeby nie martwić się aż tak o przyszłość
Żeby nie siedzieć w barze między obściskującymi się parami
Żeby przestać udawać, że jest się wyzwoloną kobietą i że facet to tylko kula u nogi
Żeby nie czuć się gorszą i odizolowaną
Żeby po prostu z kimś być

Ale która to powie na głos...

wtorek, 22 grudnia 2015

Związek to zbyt wiele.

Ile ludzi, tyle problemów. To, co czuję nie jest problemem, nie jest nawet zmartwieniem. Choć...może powinno nim być?
Coraz bardziej upewniam się w przekonaniu, że nie jestem stworzona do związku. Nie potrafię się zaangażować, nie wyobrażam sobie nawet, żebym swoje codzienne czynności miała wykonywać z kimś przy boku.
To przekonanie utwierdziło się zaraz po niedawnym zerwaniu. Całe to kochanie okazało się fałszywą ekscytacją, która ulotniła się do tygodnia. Poczucie czegoś więcej, co miałoby być prawdziwe i stałe jest dla mnie pojęciem abstrakcyjnym. Wierzę oczywiście, że tak jest w przypadku innych osób, jeśli chodzi jednak o mnie, chyba nigdy nie dowiem się co to prawdziwa miłość.
Jak to wszystko wygląda? Człowiek staje się zależny od swojej drugiej połówki, trzeba martwić się o siebie, stale się umawiać, nie mówić "ja" tylko "my", pamiętać o powiedzeniu "kocham cię" i ciągle ze sobą pisać... do tej pory zastanawiam się, o czym można ciągle ze sobą pisać. Pary potrafią robić to godzinami. To jedna z wielu zagadek, których odpowiedzi raczej nie poznam. 
I kiedy ludzie życzą mi na święta miłości, to ja wcale nie wiem czy aby na pewno jej potrzebuję. Bo z jednej strony brakuje mi czasem czułości i troski, ale biorąc pod uwagę, że nie tylko z tego związek się składa, to nie czuję się ani chętna, ani gotowa.
Nie potrafię odpowiedzieć, kiedy i czy w ogóle będę. Jest mi dobrze z samą sobą. Po zerwaniu uświadomiłam sobie w jakim stresie żyłam i jak automatycznie wszystkie zmartwienia odeszły wraz z nim. Pewnie dla zakochanych ludzi to okropne, ale nie dla mnie. 
Chcę mieć w przyszłości własną rodzinę. Chcę mieć dzieci, przytulny dom i kochającego męża. Taki obraz jest cudowny, jednak droga do jego realizacji paskudna i przerażająca. Może to prawda, że czasem lepiej jak marzenia pozostaną tylko marzeniami?

środa, 9 grudnia 2015

Oddałam krew!

Dziś spełniłam swoje ostatnie postanowienie na ten rok- oddałam honorowo krew. Cieszę się, że odważyłam się to zrobić, choć niestety, robię to po raz ostatni. 
Już na wstępnych badaniach okazało się, że jestem dosłownie na granicy (zapomniałam czego, ale chyba chodziło o ilość krwinek czerwonych) i że mam niskie ciśnienie, więc mogę nie wytrwać do końca zabiegu. Ale co, ja nie wytrwam? ;) 
Wytrwałam, nawet nie poczułam, kiedy uciekło ze mnie 450ml krwi. Posiedziałam, chwilę odpoczęłam, po czym poszłam po kawę i słodycze, a następnie na ławeczkę usiąść i upewnić się, że wszystko jest w porządku. Niestety, nie było. Odłożyłam kawę i 7days'a i powiedziałam dziewczynom siedzącym obok, że zaraz zemdleję. Kiedy zrobiło mi się biało przed oczami i niczego już nie widziałam, ktoś energicznie pochylił moją głowę między nogi i rozkazał wziąć głęboki oddech. Okazało się, że dziewczyny szybko wezwały pielęgniarkę, a jej rady pomogły mi nie omdleć. Szybko przeniosła mnie z powrotem na leżak, gdzie zmierzono mi ciśnienie (60/95, cholernie niskie), po czym dano pastylkę na podwyższenie go. Kiedy poczułam się lepiej, mogłam przenieść się na materac.
Niestety, do tej pory mnie mdli i ten cholerny kręcioł przy wstawaniu... Poza tym bolą mnie mięśnie i mam dość uzupełniania cukru, który dziś muszę zażyć w wybitnych ilościach. Mimo tego jak źle się czuję, cieszę się, że ktoś dzięki mnie otrzyma potrzebną mu krew. Do jutra pewnie mi przejdzie, a ja niewielkim wysiłkiem zrobiłam dobry uczynek, co mocno mnie podbudowuje. 
 

piątek, 4 grudnia 2015

Postanowienia noworoczne

Nowy Rok to dobra okazja do zmian w swoim stylu życia. Problem w tym, że zapał do działań kończy się na 1. stycznia, kiedy czas wdrożyć je w życie. Jakoś tak zapominamy o wszystkim, co sobie postanowiliśmy. Do zeszłego roku podobnie było i w moim przypadku. Postanowiłam jednak zrobić wyjątek i spisałam wszystkie cele na bieżący rok. I właśnie teraz mam zamiar zrobić analizę czy udało mi się ich dotrzymać czy też nie.
  1. Znaleźć pracę- miałam z tym trudności w związku z tym, że do połowy sierpnia nie miałam ukończonych 18 lat i nie chciano mnie nigdzie przyjąć nawet na miesiąc. Na szczęście udało mi się przepracować 3 dni w firmie produkującej części do samochodów, więc cel jak najbardziej osiągnięty.
  2. Odkładać 1zł dziennie- no to mi akurat nie wyszło :P
  3. Być milszą dla babci- przyznam szczerze, że nie spodziewałam się, że będę się tego trzymać. W zeszłym roku kłótnie z babcią były na porządku dziennym. Przez cały 2015 ani razu nie podniosłam na nią głosu, byłam miła i o wiele częściej z nią rozmawiałam.
  4. Czytać jedną książkę miesięcznie- nie liczyłam tego wybitnie, ale jestem pewna, że tyle przeczytałam, o ile nie więcej.
  5. Odwiedzić jakąś stolicę- przejeżdżanie przez Wiedeń się liczy? :P
  6. Jechać na narty do Austrii- spełnione. I nie mogę się doczekać następnego wyjazdu.
  7. Uczyć się więcej angielskiego- spełnione, też z racji tego, że zdaję angielski na poziomie rozszerzonym. Chodzę na korepetycje, oglądam wiele filmów po angielsku.
  8. Czytać Biblię codziennie- mój zapał wyczerpał się gdzieś na przełomie kwietnia/maja a i wtedy nie czytałam jej regularnie. Niestety.
  9. Jechać na wakacje- przez 8dni mieszkałam w łajbie na Mazurach, a potem jechałam pod namioty do Władysławowa. Spełnione.
  10. Być na Energy2000, Magic, Magiczna Plaża- udało mi się być tylko a Energy2000, ale nie czuję się z tego powodu źle.
  11. Zmienić mój pokój- zmieniłam go o 180stopni- nowe meble, nowe dekoracje, których wciąż przybywa. W końcu jestem dumna z wystroju mojego królestwa.
  12. Być bardziej fit i dumniejsza z siebie- niestety na wakacje moja figura nie wyglądała perfekcyjnie. Od października staram się na nowo ćwiczyć regularnie i w jakiś sposób zdrowo się odżywiać. Jednak nie wyglądam tak, jak zakładałam pisząc to postanowienie.
  13. Iść do SPA- spełnione. Byłam na masażu gorącą czekoladą i było genialnie.
  14. Mieć najlepszą imprezę urodzinową w życiu- bardzo dobrze wspominam moją 18 i faktycznie wśród wcześniejszych odprawianych urodzin, te zaliczam do najlepszych.
  15. Zdać prawo jazdy- od 10 września legalnie śmigam autkiem ;)
  16. Przefarbować się na blond- ostatecznie zrezygnowałam z tego pomysłu. Doszłam do wniosku, że nie będę wyglądała korzystnie, a tylko zniszczę sobie włosy.
  17. Zjeść coś naprawdę pysznego- w sumie to jadłam wiele pysznych rzeczy :)
  18. Wiele gotować- gotuję na pewno o wiele częściej niż kiedyś, ale chyba nie o to mi chodziło.. :P to nie moje hobby.
  19. Oddać charytatywnie krew- to postanowienie spełnię dokładnie za 5 dni :)
  20. Zrobić tatuaż- póki co oddalam tę decyzję.
  21. Zrobić sobie zdjęcie z kimś sławnym- byłam na koncercie Grubsona, Margaret, Natalii Schroeder i Libera oraz Agnieszki Chylińskiej. Liber nawet mówi coś tylko i wyłącznie do mojego aparatu, więc mission complete!

    Szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia, że dałam sobie aż tyle postanowień. Nie numerowałam ich wcześniej. Aktualnie zastanawiam się nad przyszłorocznymi, bo spodobało mi się te dążenie do celu.
13 decyzji spełniłam w 100%, 5 decyzji spełniłam częściowo, a tylko 3 faktycznie nie udało mi się zrealizować. Zapisanie ich i możliwość zaznaczenia, że się je spełniło, było moją największą motywacją. Kiedy indziej zrobię analizę ogólną całego roku, poza postanowieniami, bo należał on do jednych z bardziej interesujących w moim życiu.

środa, 2 grudnia 2015

Future is coming

Odkąd pamiętam bałam się przyszłości. Z taką różnicą, że kiedyś ta prawdziwa samodzielność była taka odległa... wciąż zastanawiam się kiedy minęło te 18 lat. Naprawdę, intelektualnie wciąż jestem zagubioną 14latką, która lubi zobaczyć film Disney'a i drzeć mordę jak nikogo nie ma w domu.
W dobie Internetu i Youtube mamy styczność z ludźmi z pasją, którzy coś osiągnęli i realizują swoje marzenia, co jest jednocześnie ich sposobem na życie, na zarabianie. Wciąż tłuką swoim widzom do głów, żeby dążyli do osiągnięcia swoich celów, żeby nie poddawali się pomimo negatywnych komentarzy, żeby robili to co kochali, bo tylko wtedy życie ma sens. Że jesteśmy ograniczani przez nas samych i jak ruszymy pupę, to znajdziemy się tam gdzie chcemy. Ciężko się z tym wszystkim nie zgodzić, jest to prawdą, jest to sprawdzone przez tych wszystkich, którzy w ten sposób próbują zmotywować widzów/czytelników do zrobienia czegoś ze swoim życiem. Wszystko super, ale co, jeśli nie mam pasji? Nie mam celu życiowego, do którego spełnienia chcę dążyć?
Usłyszałam jeszcze kiedyś takie mądre zdanie: "Wiesz, że to twoja pasja, jeśli nie potrafisz bez niej oddychać.". Hm, zastanówmy się, co ja lubię właściwie robić. Czytam książki, oglądam seriale, ćwiczę, zimą jeżdżę na nartach i piszę pamiętniki lub co jakiś czas zakładam bloga. Przez 5 lat chodziłam też na chór, ale nie jest to równoznaczne z tym, że umiem śpiewać.Nie ma co wiązać z niczym z w/w hobby przyszłości.

Bo żeby spełniać marzenia trzeba być w czymś dobrym, a nie robić to na siłę, co gorsza, robić to tylko po to, by mieć z tego pieniądze. A ja mam wrażenie, że w niczym nie jestem dobra. Kariery na oglądaniu seriali nie zrobię. Przyznaję się- nie mam pomysłu na siebie. Wciąż mam nadzieję, że kiedyś odkryję taką pasję, która pozwoli mi się zrealizować i że dzięki niej dostanę pracę, którą pokocham.
Naprawdę zazdroszczę osobom, którym rodzice zapewniają przyszłość poprzez np. posiadanie firmy. Nie ma co mówić (nie w moim przypadku), że to pójście na łatwiznę, że nigdy nie dowiedzą się, co to znaczy pracować na sukces i że bez rodziców byliby nikim. Nikt tego tak na dobrą sprawę nie wie, kim by byli, a jakby nie patrzeć- firmą też trzeba umieć się zajmować. Ale i tak pieprzcie się. Też tak chcę.
Wciąż mam nadzieję, że przyjdzie taki czas, w którym będę szczęśliwa z tego, co robię i nie będę czuła się taka zagubiona. Że to wszystko tylko teraz tak tragicznie wygląda, a ostatecznie jakoś się to życie poukłada. Staram się myśleć o przyszłości jak najrzadziej, ale nie zawsze mi to wychodzi.

Matura przy takich ocenach? Zapomnij.

Są osoby, które dla zachowania dobrej opinii są w stanie celowo utrudnić życie innym. Co więcej, finalnie nie mają z tego żadnej satysfakcji, a tym bardziej korzyści. Co więcej x2- zniechęcają do siebie ludzi.
Jestem w klasie maturalnej, a więc w maju czeka mnie tak zwany "egzamin dojrzałości". Chcę się przygotować do niego jak najlepiej, ale niestety u mnie w szkole nie każdy ma taką możliwość. Liceum, do którego chodzę, cieszy się rzekomą 100% zdawalnością matur. Nie mam pojęcia czy ktoś w to jeszcze wierzy, ja bynajmniej, znając absolwentów, nie. Dlatego, aby zachować i tak już fałszywą opinię, do matury są dopuszczone tylko ci, za których można być pewnym albo raczej pewnym, że tą maturę zdadzą. Co więcej, czasem nawet średnia powyżej 1.51 nie świadczy o zdaniu przedmiotu. Chore? Chore.
Ale żeby nie było, że tylko narzekam. Takie cyrki dzieją się głównie na matematyce. Nie dość, że przedmiot tłumaczony jest beznadziejnie, to nauczycielka uparcie dąży do zachowania w/w opinii szkoły, co oczywiście działa na jej niekorzyść. Przy okazji na naszą, a bynajmniej na niektórych. O co mi chodzi?
Moja najlepsza przyjaciółka oficjalnie dziś zrezygnowała z matury. Bo to ponoć dla niej najlepsze rozwiązanie. Bo i tak nie zda matematyki, to po co pisać w ogóle. Bo i tak jej nikt do niej nie dopuści, już się o to postarają. A przepraszam bardzo, co im do tego? Nikt mi nie wmówi, że rezygnacja wyjdzie jej na korzyść. W sumie wyjdzie, jak zda klasę. Ale zda dlatego, że nie podeszła do matury, nie dlatego, że zrobiła postępy w nauce. Nauczyciele mogą się usprawiedliwiać, że działają dla naszego dobra, bullshit. Gdzie tu dobro w tym, że pomimo 1.70 z maty niektórzy mogą nie pisać matury?! I to oczywiście nie tylko z maty, ale też z polskiego, angielskiego i czego tam sobie jeszcze wybrali. Nie po to marnujemy tyle czasu na naukę, żeby wyjść z liceum z niczym. Nawet z maturą jesteśmy niczym, ale chociaż mamy jakieś możliwości. Zresztą, każdy wie jak to działa, nie muszę tego tłumaczyć.
Naprawdę jestem wyrozumiałą osobą, ale takiego toku rozumowania, jaki jest w mojej szkole, nie zrozumiem chyba nigdy. Tak jak mało rzeczy mnie irytuje, tak widząc moją przyjaciółkę zachłystującą się własnymi łzami, praktycznie zmuszoną do rezygnacji z matury, mam ochotę zmienić liceum. Ale na takie decyzje już trochę za późno, poza tym to nie mnie dzieje się krzywda. Aczkolwiek patrząc na takie akcje, ciężko przejść obojętnie.